Travel Adventure School
Szkoła jazdy Adventure
Gdy w czerwcu zgłosił się do nas dealer Harley Davidson Twin Peaks Warszawa, aby przeprowadzić inną niż wszystkie prezentację nowego modelu do dalekich wypraw, stwierdziłem, że mimo iż nie czuję się dobrze w chromach, to jednak podejmę to wyzwanie. Model, który otrzymaliśmy do testów jako Travel Adventure School, to Harley Davidson Pan America w wersji podstawowej. Motocykl posiadający manualne zawieszenie, bez grzanych manetek, osłon dłoni na kierownicy, ale za to z tempomatem. Dla bardziej wymagających wersja „Special” jest bardziej rozbudowana i to jej wróżę większy poziom sprzedaży.
Pierwsze kilometry były trudne, bo aby dobrze testować trzeba poznać każdy detal. Dwa dni jeżdżenia dały mi pewien obraz, że rzeczywiście chłopaki z Milwaukee, odrobili lekcje, rozbierając na części motocykle konkurencji. No tak, ale 2 dni to nie test, dopiero test długodystansowy, czyli 10 dniowy wyjazd do Rumunii, zaprezentował prawdziwe możliwości tego Harley-a, zarówno na trasach przelotowych, jak i w trudnym górskim terenie. Nie będę rozpisywał się w tematach technicznych, to znajdziecie sobie bez trudu na stronach producenta. Przedstawię wam za to plusy i minusy tego motocykla jako własne odczucia.
Droga dojazdowa, asfalt, przeważnie każda wyprawa zaczyna się od dojazdu po asfalcie. My jechaliśmy przez Bieszczady. Kręte ciasne winkle dają dużo adrenaliny, motocykl prowadzi się bardzo dobrze. Pierwszy raz spotkałem się z sytuacją, gdy lekkie przeniesienie środka ciężkości do przodu zdecydowanie poprawia jakość pokonywanych zakrętów. Tryb sport, powoduje, że Pan America błyskawicznie reaguje na ruchy manetki, szczególnie przy wychodzeniu z zakrętu. Myślę, że wersja „Special” z elektronicznym usztywnieniem zawieszenia dałaby jeszcze więcej frajdy. Generalnie co tu dużo pisać, motocykl do winkli jest stworzony. I tutaj sprawia się tak samo idealnie jak BMW GS, co dobitnie pokazał później na ciasnych zakrętach tras Trasfogaraskiej i Transalpinie.
Siedzenie w dłuższej trasie nie dokucza, jest szerokie i wygodne, choć pewnie po 1000 km jednego dnia, stało by się utrapieniem jak większość siedzeń w motocyklach.
Dojazd z Warszawy do pierwszego noclegu w Rumunii, to niecałe 900 km. Przy prędkości przelotowej w kolumnie max 120km/h, jadąc głównie bocznymi drogami, ilość spalonego paliwa bardzo miło mnie zaskoczyła. Zbiornik o pojemności 21 litrów, a motocykl przejechał prawie 450 km, wow!!!, to naprawdę dobry wynik, zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę, iż Harley stworzył kompletnie nowy silnik o pojemności 1250ccm i o mocy prawie 150 KM.
Skoro są plusy w trakcji na asfalcie i spalaniu to muszą być i minusy. Brak osłon na dłonie powoduje ciągłą walkę z owadami na rękawiczkach, wąska owiewka, porównując do GS-a Adventure nie zawsze pozwala jechać z otwartą szybą w kasku, brak grzanych manetek w standardzie w mojej wersji testowej powodował, że wieczorny przejazd, przy temperaturze w górach spadającej poniżej 10 stopni, stawał się mało komfortowy. Całe szczęście wersja „Special” posiada te dodatki w standardzie i komfort jazdy staje się przyjemniejszy, no może poza większą owiewką. Mocno zastanawiające jest, czym kierował się producent, nie dając powyższego, ale dając tempomat w standardzie…. Niestety do minusów zalicza się również blaszana osłona kolektora z prawej strony, która skutecznie dogrzewa nas na postoju, a wystarczy aby była zrobiona z karbonu, to pewnie ukłon producenta względem podwykonawców dodatków, którzy już na takie detale zacierają łapki. Minusem jest również ułożenie wentylatora chłodnicy, który skutecznie dogrzewa nas z lewej strony, miejmy nadzieję, że wersja 2.0 przyniesie rozsądne zmiany.
Adventure to przygoda, nie tylko na asfalcie ale i w terenie. Rumunię większość zna z przepięknych wspomnianych tras, krętych, pięknych widokowo i coraz lepszego asfaltu. My pojechaliśmy tam głównie, aby pojeździć w terenie i testować dalej naszego HD Pan America.
W Rumunii zrobiliśmy po górach prawie 900 km. Trasa obejmowała 80% jazdy terenowej, przejeżdżając w tym znaczny odcinek TET Romania ale nie tylko. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że Harley dostał w kość, ale taki był cel i przyzwolenie Dealera Twin Peaks Warszawa. Naszymi drogami wspinaliśmy się od 300m n.p.m. do ponad 2000m n.p.m., jeździliśmy po leśnych szutrowych drogach, ale nie zabrakło też ostrych kamienistych ścieżek w górach, takich jak na szczycie trasy Strategica. Poczekajcie na filmy, które właśnie dla was szykujemy z bezpośrednich działań w terenie.
Na wszystkich powyższych drogach zawieszenie wybierało bardzo dobrze, ale jak mogłoby być inaczej. Z przodu mamy widelec upside-down Show-a, a z tyłu amortyzator tego samego producenta. Moja manualna wersja wymagała przed wyjazdem indywidualnego strojenia, ale warto na to poświęcić chwilę, bo odwdzięcza się to w terenie. Niestety ciężko porównywać łatwość wybierania przedniego zawieszenia do GS-a, GS-em trzeba umieć jeździć w terenie. Inaczej sytuacja ma się gdy porównamy łatwość wybierania do KTM-a. Jest podobnie, ale mimo to zawieszenie w Harley-u działa sprawnie i bez zbędnych przesunięć wybiera każdą nierówność, a my możemy się skupić tylko na przyjemnościach związanych z nawijaniem kolejnych kilometrów.
W trakcie jazdy terenowej pojawił się tylko jeden problem. Zbyt krótki błotnik przedniego koła skutecznie sprowokował błoto do zalepienia chłodnicy, a tym samym do przegrzania motocykla. Szybkie wypłukanie chłodnicy załatwiło sprawę. Zdarzenie małe, ale skuteczne. Myślę, że następna wersja pojawi się już z dopracowaną osłoną.
Nowy Harley daje dużo przyjemności z jazdy w terenie na stojąco. Wygodna pozycja po dostosowaniu motocykla pozwala ogarnąć kierunek w którym jedziemy. Długość zbornika i brak seryjnych tank-padów, powoduje że musimy się przyzwyczaić do ześlizgujących się kolan, a tego nie spotkałem w moim BMW GS i KTM 990. Ogólnie nie jest to minus, ale warto na to zwrócić uwagę, gdyż jest to tylko kwestia przyzwyczajenia. Gdy znudzi się wam już jazda na stojąco, to prawdziwa zabawa zaczyna się na długich fajnych szutrówkach w pozycji siedzącej. Prędkość, trakcja i power-slide, to to, co na koniec dnia jest zapłatą za cały dzień jazdy. Moc silnika regulowana manetką gazu, pozwala przez dłuższy czas na jazdę bokiem w stabilnej bezpiecznej pozycji.
Za hamowanie odpowiadają zaciski Brembo, klasa sama w sobie, a to znaczy, że motocykl błyskawicznie reaguje gdy tylko potrzebujemy, aby motocykl zatrzymał się tam gdzie chcemy. Trochę lepiej jak w KTM-ie, za to tak samo jak w BMW.
Sam wygląd motocykla jest kontrowersyjny, inny niż wszystkie. Przednia owiewka swoim stylem nawiązuje trochę do motocykli klasy „vintage”.
Na koniec pochwalę jeszcze chłopaków za przednią lampę, jej szerokość idealnie oświetla drogę. Szeroki pas daje poczucie bezpieczeństwa i zapewnia komfort jazdy nocą. Moim zdaniem swoim wyglądem przypomina stary odkurzacz marki Hoover Senior Ranger z 1975 roku -:), ale w tym właśnie tkwi innowacja i przełamywanie standardów.
Generalnie motocykl bardzo ciekawy, wygodny, z pewnymi mankamentami wieku dziecięcego, ale która marka ich nie miała. Myślę że dla tych którzy jeszcze się nie zdecydowali na BMW, Hondę, KTM czy Yamaha, może być ciekawym kompromisem tych marek. Warto spróbować, aby samemu określić co jest wart. Ja uważam, że zamiesza w ofercie prawdziwych motocykli klasy Adventure, a czy przesiadłbym się na HD Pan America, hm…. no cóż, kto wie, mnie ujął łatwością prowadzenia zarówno na asfalcie jak i w terenie, a to znaczy, że solidnie namieszał mi w głowie.
Tekst i zdjęcia: Paweł Kwiatek Kwiatkowski