Tam, gdzie najprostszym odcinkiem drogi, są ronda…
29 kwietnia, 2021 Możliwość komentowania Tam, gdzie najprostszym odcinkiem drogi, są ronda… została wyłączona RELACJE, RELACJE Z PODRÓŻY traveladventureschool

Czas w drogę!

Covid demoluje życie, turystykę, padają biznesy  a w konsekwencji zaczną upadać rządy ale Travel Adventure School podejmuje nowe wyzwania… Tym razem padło na Hiszpanię, okręg Walencjana a dokładnie Moraira, gdzie mamy partnera i przyjaciela w osobie Tomka Trautmana z MoToTours. No to robimy testy na Covid, bez których wg obowiązujących przepisów nie przebijemy się przez granicę (a mamy ich kilka do pokonania). Po uzyskaniu negatywnych wyników, ładujemy do busa Krzyśkową Yamahę Tenerę 700 a moja Tenerka 660-ka tym razem zostaje w domu (na mnie czeka na miejscu Yamaha MT-07 w wersji Tracer) i w drogę!

 

 

Zabieramy też dużą lawetę którą przy okazji transportujemy do Hiszpanii. 30-kilka godzin i jesteśmy na miejscu. Po drodze deszcz, śnieg, wichura, pogoda taka mało wiosenna jak na drugą połową kwietnia. Dla zainteresowanych, odnośnie testów,  nikt nas nie zaczepia, na granicach pustki. Do tego we Francji od 18:00 a w Hiszpanii od 22:00  obowiązuje godzina policyjna a my oczywiście jedziemy i mimo tego, że mijaliśmy radiowóz bezproblemowo dotarliśmy do celu. Nie wiem, może uznali nas za tranzyt? Później okazało się, że chyba mieliśmy fart, bo Hiszpanie ewidentnie przestrzegają tej godziny policyjnej, chociaż w przeciwieństwie do Polski restauracje i bary są czynne do godziny 18.

 

 

No dobra dotarliśmy.

Tu jest  pięknie wiosennie, czuć zapach kwitnących drzew pomarańczowych, dużo zieleni, palmy i obowiązują już krótkie rękawki. Skoro jesteśmy na miejscu to szybka kąpiel, późne śniadanko, no i czas uruchomić silniki. Co dziś w planie? ,………

 

 

Wsiadam na Tracera. Pierwsze wrażenie całkiem, całkiem (pierwszy raz mam taką możliwość) i bardzo ciekaw jestem jak nam się będzie współpracować, tym bardziej, że dojazd do Morairy pokazał mi jakie drogi nas czekają … Zaczynamy od….. niesamowicie krętej droga na szczyt, która wiję się pomiędzy zabudowaniami, palmami, ogrodami. Wije się tak, że zaczynam się pocić.. A na szczycie czeka premia w postaci niesamowitego widoku. Z jednej strony Morze Śródziemne i skały wystające prosto z wody, dużo zieleni, i położone na stokach wille, z drugiej w oddali widać góry.

Lecimy dalej i na jednym z niesamowicie ostrych zakrętów w prawo, na dużym spadku popełniam głupi błąd. Zamiast skupić się na manewrze,  to ja podziwiam widoki. Na szczęście na tyle skontrolowałem, że skończyło się tylko zwykłym paciakiem, zasadniczo bez strat, ale te zakręty błędów nie wybaczają… Ale jak się później okazało wyciągnąłem wnioski i to była pierwsza i ostatnia gleba tego wyjazdu! A widoki podziwiałem dalej.

 

 

Zjeżdżamy do pięknej zatoki  Platja Granadella, (zatoka często służy jako plan zdjęciowy do Hiszpańskich romansów). Upału nie ma, ale kąpiących się nie brakuje. W barze z pięknym widokiem pijemy kawę Bon Bon.  Mocna kawa z mlekiem skondensowanym która daje podwójnego kopa (co dziś nam się przyda, przecież całą noc jechaliśmy). Taka kawa chyba nawet zasmakuje tym co nie słodzą… Ja w każdym razie już do końca pobytu tylko taką piłem, zasmakowała mi niebywale.

 

 

No i złapał nas deszcz. (a miało nie padać?!? Hiszpania: ciepło, słońce a tu regularna burza). Ale w tym rejonie są niesamowicie przyczepne asfalty tak, że bezpiecznie zjechaliśmy do bazy będąc pod wrażeniem tego niesamowicie pięknego miejsca i tych dróg… krętych, bardzo krętych dróg.

Kolejne dwa dni to podróżowanie po miejscach o których trudno nawet pisać, trzeba to zobaczyć. Jeden z odcinków trasy, ledwie 17 kilometrowy,  to ponad 200 zakrętów. Trasa wije się skrajem doliny i za każdym zakrętem czekają nowe widoki zapierające dech w piersiach. Kolejny odcinek to droga asfaltowa o szerokości zaledwie 2-2,5 metra, która przebiega przez dosłownie marsjański krajobraz. W niedalekiej okolicy były dla odmiany plany zdjęciowe z Amerykańskich Westernów, szok!! Ale tak widzę te prerie i te góry które z zapartym tchem oglądałem za plecami Clinta Eastwooda-a… ehhh jednak kino to potrafi namącić w głowie..

 

 

Wspinamy się kilkukrotnie na 800-900 m.n.p.m ale na kawę czy lody zjeżdżamy nad morze. Dalej „up and down” i zakręty, zakręty i zakręty.. Raj dla miłośników takiej jazdy!

Jeden z wieczorów spędzamy u fantastycznych Polaków, którzy żyją pomiędzy Polską a Hiszpanią. Wspaniała kolacja, gitara, nocne Polaków rozmowy. Kolejny zaś w pensjonacie prowadzonym, a jakże,  przez Polaka,  który okazuje się wyśmienitym kucharzem i przygotowuję nam taką paell-ę z owocami morza, że łeb urywa! No uczta jakich mało! Żal wyjeżdżać. Czas  dosłownie zniknął, tyle wrażeń tyle przeżyć… O tak!

 

 

Aaa zapomniałem, odwiedziliśmy jeszcze winnicę, no wiecie sami rozumiecie, zakupy do domu zrobione.

Hmmm pewnie odnieśliście wrażenie, że to trasy tylko dla motocykli wyposażonych w opony szosowe! Nic bardziej mylnego. Oczywiście trasa może być w 100% asfaltowa ale nie brak też odcinków szutrowych. Tak, że trasy mieszane asfalt/szuter jak najbardziej są możliwe i nie wiem czy tym szutrem nie dotrzemy w jeszcze ciekawsze miejsca!

 

 

Na pewno tu wrócimy i to nie sami…. Zaprosimy tu Was! I będziecie mogli zabrać swój motocykl (pomożemy w transporcie) albo skorzystać z czegoś na miejscu a jest co wybrać. Na dziś czeka na Was: Yamaha Tenere 700 x2, Yamaha MT07 Tracer x1, Yamaha MT09 Naked x1, Honda AfricaTwin x1 i kilka innych

Przejechaliśmy około 500 km a tak naprawdę dotknęliśmy tylko tych fantastycznych tras. Tu nawet tzw. dojazdówki to kręte wąskie drogi a jedynymi przewidywalnymi zakrętami są ronda…

 

Tekst i zdjęcia: Roman Piotrowski

 

Tags
About The Author